Indeksacja cen mieszkań – rozwiązanie na ciężkie czasy?
Wszyscy, którzy ze łzami wzruszenia otwierają kolejną korespondencję z banku po podwyżce stóp, z pewnością łatwiej zrozumieją mechanizm, który chodzi po głowie deweloperom. Chodzi coraz częściej i tupie coraz głośniej. Chodzi o możliwość indeksacji cen – czyli elastycznego dostosowywania ostatecznej ceny za metr, w zależności od zmieniających się warunków i kosztów budowy. Czy taki pomysł jest rozwiązaniem? Czy ma szansę na wdrożenie?
Rzeczywistość inwestora jest dziś bardzo dynamiczna. Deweloperzy od dłuższego czasu próbują budować swoje strategie sprzedażowe względnie przewidywalnie dla klienta i opłacalnie dla siebie, mimo tsunami wszelakich nieszczęść jakie dotykają branżę. Pomijając rosnące płace i koszty materiałów budowlanych, z roku na rok bijące swoje rekordy, istnieje cały szereg czynników nagłych i niespodziewanych – jak sytuacja geopolityczna i okołopandemiczne zwroty akcji.
Inwestycja rozpoczęta rok temu, dziś już kosztuje o wiele więcej. Mieszkanie sprzedane wczoraj, tydzień później powinno być wycenione nawet kilka tysięcy drożej za metr. Tymczasem, obecne umowy nie przewidują żadnej możliwości waloryzacji – jedyną szansą bywa zerwanie umowy (nawet jeśli oznacza koszty po stronie sprzedającego) i sprzedaż po nowej cenie. Klienci oceniają takie praktyki – ujmijmy to – jako nieeleganckie. Ciekawe, co powiedzą na pomysł zapisanej w umowie możliwości zmiany ceny w niewiadomym czasie i do niewiadomej wysokości…
Zmiana otoczenia finansowego daje ostro w kość deweloperom i to oni ponoszą na koniec dnia największe ryzyko, pomimo iż wliczają w cenę wszelkie obciążenia to przecież klient pokrywa te wszystkie koszty. Tempo, w jakim rosną ceny prądu i materiałów budowlanych, powoduje, że dzisiaj zwyczajnie nie da się przewidzieć ostatecznego kosztu inwestycji – a więc ostatecznej ceny za metr. Jest więc pomysł, aby klient również nie znał ostatecznej ceny, podpisując umowę. 🙂 Deweloper, według konkretnie sprecyzowanych kryteriów, mógłby wtedy indeksować cenę – jeśli garnek zmian będzie wciąż tak mocno bulgotał.
Oczywiście, że wdrożenie tych zmian nie będzie łatwe. Oczywiście, że wymaga to precyzyjnych obwarowań prawnych. Oczywiście, że wpłynie na zmianę liczenia zdolności kredytowej, być może na jej obniżenie. Na pewno może być ratunkiem dla deweloperów. Ale czy dla nas, małych żuczków, klientów?
Co myślicie?