Rynek wtórny szaleje: mieszkania schodzą na pniu!
Prognozy dla rynku nieruchomości od ładnych kilku miesięcy są wzrostowe, pomimo, iż wszelkie znaki na niebie i ziemi wydają się temu przeczyć – na czele ze zdrowym rozsądkiem. Bo kolejny skok ceny za metr, tym razem o prawie 8% rok do roku, to tempo przy którym nawet rynek pierwotny zostaje lekko w tyle. Każda ilość schodzi na pniu. Ba, do lepszych ofert ustawiają się nawet kolejki!
To jakieś wariactwo. Eksperci pukają się w czoło, doradcy ds. nieruchomości nie wyrabiają na zakrętach a ekonomiści nie wróżą nic dobrego. Galopujące ceny wcale nie zatrzymują popytu – czyste szaleństwo. Szczególnie mieszkania z rynku wtórnego o powierzchni 50-60 metrów kwadratowych cieszą się najlepszym wzięciem. W niektórych miastach doszło do tego, że klienci kupują mieszkania bez oglądania! I nie chodzi o wirtualny spacer czy wizualizacje wykonywane dronem. Jeden telefon: ludzie dzwonią upewnić się, czy ogłoszenie jest aktualne i bookują natychmiast. Kto pierwszy, ten lepszy – to jedyna reguła. Takiej sytuacji nawet specjaliści pracujący w branży od lat nie widzieli jeszcze nigdy.
Lata pandemiczne przejdą do historii nie tylko z powodu lockdownów, kwarantanny, pracy zdalnej, bankrutującej gastronomii czy zamkniętych granic. Takie żniwa na rynku nieruchomości są bez precedensu, a ich współistnienie z kryzysogennym czasem COVID-19 wykracza całkowicie poza ramy wyobraźni. Cóż, z punktu widzenia Developergo wypada się tylko cieszyć – więc podwijamy rękawy, poprawiamy korony i zabieramy się do pracy!